sobota, 19 września 2015

Chapter 1

Spojrzałam na niebo, na którym zbierały się czarne chmury. Miałam nadzieję, iż nie zacznie padać deszcz, ponieważ nie miałam ze sobą żadnej parasolki. Otuliłam się szczelniej czarnym płaszczem. Robiło się zimno, a wiatr nie sprawiał, że sytuacja była lepsza. Cienki materiał nie zapewniał mi wystarczającej osłony przed nim, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.

Do "Daddy's Confecioner" miałam jeszcze około pięćset metrów, więc nie wiele. Musiałam znieść dokuczające mi zimno. Nie uśmiechało mi się wracać do tego miejsca. On tam znowu będzie i znowu będzie chciał jednego. Owszem prócz mnie w cukierni pracowało jeszcze parę osób, ale ja byłam jego ulubienicą. Chciał tylko mnie, a ja musiałam mu dawać to co chciał. W innym wypadku zostałabym zwolniona. Nie mogłam na to pozwolić. Musiałam mieć pieniądze na lekki dla mojego ojca, a Styles bardzo dobrze płacił. Tak, więc musiałam się godzić na wszystko.

Już z daleka widzę różowy owal, który przypomina serwatkę, a nim wielki napis "Daddy's Confecioner". Ten szyld widniał w tym miejscu od bardzo dawna, ale nie wyglądał ani trochę na zniszczony. Od zawsze dziwiło mnie to, iż tą cukiernię prowadzi mężczyzna wszystko w niej było takie różowe i kobiece. Płeć przeciwna w ogóle tutaj nie pasowała, a jednak.

Od kiedy zaczęłam tutaj pracować zadawałam sobie jedno pytanie. Czy za czasów pana Evana pracownice było zmuszane do rzeczy, do których zmuszane są teraz? Nie dawało mi to spokoju od bardzo dawna. Ale parę lat temu to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Pan Styles miał żonę i syna, takie rzeczy nie byłyby na miejscu. Harry był za to młody i był sam, a przynajmniej nie było mi wiadome, czy był z kimś. Mógł pozwolić sobie na takie rzeczy. Żadna z pracownic nie doniosła do niego, nie pisnęła nawet słowem, bo wiedziała, co za to grozi. On miał władzę, om był panem i nie można mu było nic zrobić.

Gdy doszłam do lokalu, skręciłam w wąską alejkę, która prowadziła do wejścia do budynku. Przez moją skórą przeszedł dreszcz, kiedy doszło do mnie, iż przez następne cztery godziny będę pracować w tym miejscu. Byłam otoczona przez różne babeczki, ciasta, ciasteczka i inne wypieki, otoczona przez ściany w kolorze pudrowego i białe serwatki, ale to nie pomagała.

Weszłam do lokalu. Odwiesiłam swój płaszcz i plecak na wieszak. Chwyciłam za biału fartuszek, przełożyłam go przez szyję. Zawiązałam go z tyłu. Byłam już gotowa do pracy. Poszłam do głównego pomieszczenia, zmienić Abigail. Po drodze przywitałam się z resztą dziewczyn. Uśmiechnęłam się fo Abby i ustałam za kasą, a ona poszła szybko na zaplacze. Nie dziwiłam się jej. Za dziesięć minut miał przyjść Styles.

Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Otaczały mnie matki i ojcowie z dziećmi. Śmiali się, jedząc babeczki. Patrząc na nich zaczęło mi brakować tej rodzinnej, szczęśliwej atmosfery. Moja matka nie żyła, a ojciec leżał chory w domu. To bolało zwłaszcza, iż byłam młodą osobą, ale musiałam sobie jakoś z tym radzić. Robiłam to dla niej, nie było jej wśród żywych, ale wiedziałam, iż była przy mnie. Powtarzałam to ciągle tacie, ponieważ widziałam, że nadal cierpiał z powodu odejścia mojej matki. Nie dojść, iż był chory to jeszcze nie mógł się pogodzić z jej odejście. Serce mi się krajało, gdy na niego patrzyłam, a nie mogłam w tej sytuacji nic zrobić. Byłam zupełnie bezradna, co mi osobiście się nie podobało.

W tamtej chwili pod cukiernią zaparkowało czarne Porsche, a po chwili do środka weszedł on. Chłopak z długimi, kręconymi włosami, które miał wtedy związane z tyłu głowy w koka. Miał młodzieńcze, ale w większym stopniu męskie rysy twarzy. Zielone wręcz szmaragdowe oczy oraz pełne, malinowe usta, jak zwykle skupiały na sobie całą uwagę. Miał na sobie białą bluzkę, ciemnogranatowy płaszcz i czarne rurki. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam go w niebieskich jeansach.

Był, jak zawsze punktualny. Miał jednak prawo się spóźnić. W końcu to on był tutaj szefem. Kiedy przechodził koło mnie, uśmiechnął się ukazując swoje proste, białe zęby. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Na początku ten miły gest kojarzył mi się z czymś dobrym, ale z czasem zmieniłam zdanie. Nie tylko na ten temat, ale także na temat jego samego.

Gdy chłopak znikł na zapleczu, wróciłam do swojej pracy. Moje myśli wróciły na normalny tor, a to znaczy, iż przestałam myśleć o czym kolwiek. Zajęłam się nazwyczajniej w świecie obsługą gości. Lubiłam widok uśmiechniętych od ucha do ucha dzieci. Tak bardzo się cieszyły na widok zwykłej babczki lub ciastka i gorącej czekolady. To był taki miły widok. Zawsze wtedy powracały najszczęśliwsze wspomnienia z dzieciństwa. Niestety nie było ich za wiele.

- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć pana Stylesa?- usłyszałam dziewczęcy głos.

Uniosłam głowę, a moje oczy spotkały się z niebieskimi tęczówkami, które przypominały mi wody oceanów. Jej usta były różowe niczym maliny, a twarz ozdabiały piegi, które były dosłownie wszędzie. Mimo to wyglądała ślicznie z nimi, a mały nosek dodawał jej uroku. Miała na sobie bluzkę w kolorze pudrowego różu, która opinała ją, uwydatniając jej okrągłe piersi. Do tego miała skórzaną kurtkę naszprycowaną ćwiekami, krótką spódnicę z eko skóry, która przylegała na górze ukazując jej smukłą talię. Na nogach miała czarne rajstopy oraz crapersy. Po jej wyglądzie wnioskowałam, iż była nową pracownicą.

- Jest na zapleczu. Jeśli chcesz to cię zaprowadzę- uśmiechnęłam się do niej lekko.

- Byłoby mi naprawdę miło. A tak a propo to jestem Mai- wyciągnęła w moją stronę ręke.

- Candice- chwyciłam za nią.- To, co idziemy?

- Oczywiście.

Zaczęłam iść na zapleczę. Harry zazwyczaj kręcił się koło schowka z wiadomów przyczyn. Moja intuicja mnie nie zawiodła, ponieważ po chwili znalazłam chłopaka. Wychodził właśnie z pomieszczenia.

- Ty pewnie musisz być Mai- uśmiechnął się, kiedy ją zauważył.

- Tak, proszę pana.

- Ależ proszę cię, mów mi po prostu Harry- chwycił dłoń dziewczyny i ją ucałował. -A teraz chodź oprowadzę cię i powiem ci, co masz zrobić. Candice poczekaj po pracy, chciałbym z tobą porozmawiać- powiedział i zniknął z zasięgu mojego wzroku.

Dobrze wiedziałam, co oznaczały jego słowa. Nie oznaczały one raczej nic dobrego. A przynajmniej nie dla mnie. Stałam przez chwilę w miejscu, aż w końcu wróciłam do pracy. Robię to dla niego - powtarzałam sobie w duchy.

2 komentarze:

  1. Nie wiem, co napisać. Zatkało mnie kompletnie! To okropne, że Styles tak strasznie ją wykorzystywał. Ech. :/
    Mam nadzieję, że te leki pomogą jej tacie, wyzdrowieje, a ona będzie mogła odejść z tej pracy. Nikt nie zasługuje na to, aby być wykorzystywanym! :c
    Współczuję tej nowej praownicy. Swoim wyglądem musiała przyciągnąć uwagę Harry'ego, a to raczej nie jest dobre. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzi! :C
    Buziaki, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę
    Mam nadzieje ze Condice nie jest aż tak bardzo zle traktowana przez Harrego
    Oby Mai nie musiała przez to przechodzić
    Życzę Condice żeby szybko zarobila na leki i żeby jej tato wyzdrowiał i by mogla sie zwolnic z pracy :)

    OdpowiedzUsuń